Maroko Galeria
Maroko Galeria

 

Zapraszam do prześledzenia z nami kilku cudownych dni z podróży po południowej części Maroka, którą odbyliśmy w małej grupie przyjaciół z zaprzyjaźnionym miejscowym kierowcą Mustafą. Może te migawki z odwiedzanych przez nas miejsc także dla kogoś z Was staną się zachętą do odwiedzenia tego kraju?

 

Dzień I - Agadir.

Po przylocie do Agadiru spędzamy noc na miejscu. Następnego dnia, z samego rana, ruszamy przez Taliouline (miejscowość w górach Atlasu Wysokiego) do Aid Benhadou. Jest koniec października, pogoda wymarzona do podróżowania, minusem jest jednak krótki dzień gdyż słońce nagle znika za horyzontem około 18-tej. Po zachodzie słońca dojeżdżamy na miejsce. Zaplanowany nocleg mieści się w przepięknej kasbie - hotelu wewnątrz kasby Aid Benhadou, tej słynnej, wpisanej na listę UNESCO, mieszczącej się na malowniczym wzgórzu, która to „pozowała” do zdjęć w wielu filmach kręconych na terenie Maroka.

Pogoda się zmienia; poprzedniego dnia spadł deszcz, błyskawicznie ochłodziło się. Gdy wysiadamy z samochodu i pakujemy torby na nocleg wieje zimny wiatr, a okolica wydaje się nieprzychylna i niedostępna. Moje towarzyszki milcząco zbierają się do przejścia przez rzekę Oued - dziś wyjątkowo pełną wody, a właściwie to rwący potok błota. Dobrze, że postawiono tutaj niedawno most, dzięki temu suchą stopą można przedostać się na drugą stronę. Kilka minut marszu w ciszy i ciemnościach rozświetlanych latarką... i jesteśmy na miejscu. Brama riadu otwiera się gościnnie i daje schronienie zmarzniętym przybyszom. W środku czeka nas klimatyczny pokój, jaskinia z kolacją (ale rezygnujemy z niej ponieważ jadłyśmy bardzo późny obiad w zaprzyjaźnionej oberży w Taliouline).

Dzień II - Gościna u poety Króla.

Następnego ranka budzi nas słońce i miauczenie kota, który zdobył nasze względy poprzedniego wieczora a teraz odnalazł nasze okno i przypominał się, oczekując na śniadanie w naszym towarzystwie.

Śniadanie jemy na tarasie. Donoszą nam stół, przykrywają białym obrusem i Voila. Jest świeżo wyciskany sok z pomarańczy, serek kiri, marmolada, oliwki, bagietki, kawa i herbatka miętowa w niezwykłym, pełnym słońca otoczeniu. W Aid Benhadou byłam wiele razy, mój odbiór tego miejsca jest więc za każdym razem inny, ale wciąż zachwyca - jest to bowiem miejsce niezwykłe. Kasba (ufortyfikowana wioska) to rodzaj budowli z piasku a dokładniej „pise” czyli błota wydobywanego z koryt rzek. Ta tutaj należy do największych - z dala sprawia wrażenie niezwykłych konstrukcji z piasku przyczepionych do wzgórza. W ciągu dnia otwierają się sklepiki z pamiątkami ale przed zmierzchem życia zamiera, zostają tylko nieliczni mieszkańcy. Miejsce to wielokrotnie było już doceniane przez filmowców - nakręcano tu zarówno dzieła klasyki filmowej jak i „lżejsze” produkcje takie jak: „Młody Indiana Jones”, „Mumia”, „Książę Persji”, „Klejnot Nilu”, „Lawrence z Arabii”, „Jezus z Nazaretu”, „Alibaba i czterdziestu rozbójników”, „Gladiator” i „Babel”. Zostały dobudowane komfortowe schody prowadzące na sam szczyt wzgórza, skąd można podziwiać panoramę okolicy i góry Atlasu Wysokiego - po ostatnich opadach deszczu już z ośnieżonymi szczytami.

Wczesnym popołudniem ruszamy dalej... Trasa wiedzie przez Dolinę Róż i Dades. Po drodze mijamy mnóstwo miejsc w których choć na chwilę warto się zatrzymać. Naszym celem jest jednak dotarcie do ksaru Maadid, położonego w pobliżu miasta Erfoud. Stamtąd już tylko niecała godzina na dojazd do słynnych w Maroku wydm piaszczystych - Erg Chebbi.

Korzystamy z zaproszenia i gościny u znajomego poety, dumnego z tworzonych przez siebie poematów na cześć Króla. W oczekiwaniu na tradycyjny tajin, który w kuchni przygotowywała jego żona – „musieliśmy” czytać owe poematy w wersjach do wyboru: arabskiej, angielskiej lub francuskiej. Zmęczeni długą drogą nie byliśmy zachwyceni rozwojem sytuacji: nasz poeta wyciągał kolejne stosy poematów i gazet, w których mieściły się jego publikacje, a my z należytą powagą posłusznie braliśmy je, kiwając głowami z uznaniem... i tak około godziny 23-ej doczekaliśmy się wreszcie tajina. Po godzinie jeszcze deser i popisy muzykowania (a skoro świt ok. 3-ej mieliśmy wstawać i ruszać na wschód słońca na wydmy koło Merzougi!). To był ciężki wieczór, ale zdecydowanie niezapomniany. Gościliśmy w końcu u poety Króla! Przed nim otwierają się bramy miejsc, które dla zwykłych śmiertelników pozostają zamknięte. Zresztą, takich zamkniętych, tajemniczych miejsc w Maroku jest całkiem sporo. Przeważnie są to riady (domy bogatych rodzin marokańskich z patio i fontanną pośrodku) - zagrodzone, zabite deskami i niszczejące, bo właściciele nie zamierzają ich ani sprzedawać ani remontować. Nam udało się w kilka takich miejsc dotrzeć dzięki temu, że byliśmy z poetą Króla. W sumie chyba warto więc było pomęczyć się trochę na jego wieczorku autorskim;)

Dzień III - Pustynne klimaty.

O wydmach, z drobniutkim wpadającym w odcień pudru lub pomarańczu piaskiem, dochodzących do ponad 400 m wysokości nie ma co pisać. Tam po prostu trzeba być! Pobyć z samym sobą i ciszą. Pooddychać głęboko. Nocą obserwować gwiazdy - bo to zupełnie inne niebo, niż to, które widzimy w miastach. Przenocować w namiotach i mieć te gwiazdy na wyciagnięcie ręki. Powspinać się na wydmy w poszukiwaniu tej jedynej, skąd będzie najlepszy widok na wschód lub zachód słońca. Z tej najwyższej dalej sturlać się, zbiec lub majestatycznie się zsunąć, zrobić sesję fotograficzną, zjechać na desce. Tak, tak, z tych wydm daje się też zjeżdżać!

Nasyciwszy się pustynnymi klimatami ruszamy powoli dalej w kierunku wąwozu Toudra - jednego z piękniejszych miejsc, w którym warto się zatrzymać będąc na południu Maroka.

Od głównej drogi skręcamy w mniejszą boczną, prowadząca pod górę. Przy malowniczo wijącej się drodze znajduje się sporo miejsc do zatrzymania się na nocleg, w tzw. oberży.

W rejonie tym można uprawiać wspinaczkę skałkową, gdyż skała jest twarda i solidna, wybrać się na spacer lub poważniejszy dłuższy trekking.

Nocujemy w oberży przy samym potoku z widokiem z okien na groźne i surowe 300-metrowe ściany skalane. Wokół zupełnie inne środowisko, temperatura, rześkie górskie powietrze. Późnym popołudniem wycieczki opuszczają wąwóz, robi się cicho i wyraźniej słychać płynący obok potok. Kolejne miejsce „magiczne”...

Dzień IV - Marrakech.

Rano ruszamy w dalszą drogę. Zatrzymujemy się w ciekawszych miejscach, odwiedzamy kasby, odkrywamy nowe zaadoptowane do zwiedzania miejsca, przeważnie przekształcane w klimatyczne hotele - oberże i restauracje. Mnóstwo plenerów do fotografowania po drodze. Dalsza trasa prowadzi przez słynną przełęcz Tizni Tichka, wiodącą przez serce gór Atlasu Wysokiego. Wjeżdżamy na wysokość 2200 m.n.p.m -okoliczne szczyty dochodzą do ponad 3500 m.n.p.m. Wieczorem docieramy do Marrakechu.

Marrakech to przede wszystkim słynny Plac Jemmal El Fna, wpisany na listę UNESCO dzięki temu co każdego dnia od zmierzchu do późnych godzin wieczornych ma tu miejsce, a więc: występom miejscowych artystów, muzykantów i sztukmistrzów oraz restauracjom pod gołym niebem, które codziennie kuszą zapachami i miejscowymi smakołykami. Dla tego zjawiska należało stworzyć specjalną kategorię dla potrzeb wpisu na listę UNESCO: kategorię zjawisk niematerialnych.

Nowo przybyłych miejsce to albo odstrasza albo urzeka... Wszystko, co ma miejsce na Placu i wokół niego, jest przejawem kultury ludów zamieszkujących te tereny od wieków. Prezentowane przez miejscowych artystów rozrywki są proste i krótkie w formie, a mimo to przyciągają publiczność. Mowa o arabskich opowieściach, w które wsłuchuje się otaczający bajarza tłum. Warto wspomnieć, że do dziś na tych terenach ważną rolę odgrywa tradycja słowa mówionego. My powoli do niej wracamy - doceniając sztukę bajania, znaną i o wiele bardziej bliższą naszym babkom niż nam.

Udając się na Plac trzeba pamiętać o zabraniu ze sobą drobnych, gdyż na każdym kroku zbierane są datki dla miejscowych artystów. Nie daje się też fotografować bez uprzednio opłaconego „bakszyszu”. Stanowi to nieodłączną część marokańskiego stylu życia, dzięki czemu poniekąd te codzienne spektakle mogą mieć miejsce i rację bytu.

Marrakech to także meczet Kootubija z najwyższym minaretem z XII w., Pałac Bachia, ogrody, grobowce Saadytów (dynastii panującej w XVI w.), dorożki i świeży, pyszny sok pomarańczowy ze straganów na Placu; labirynty mediny (starego miasta) pełne straganów z wszelkimi wyrobami miejscowego rzemiosła: lampami, ubraniami, szalami, wyrobami ze skóry oraz tysiącem innych produktów, które kuszą kolorami i zapachami. Wszędzie trzeba się umiejętnie targować.

Po zgiełku miasta warto udać się na zasłużony odpoczynek nad brzeg oceanu. Tylko 3 i pół godziny dzieli Marrakech od Agadiru. My zakończyliśmy naszą wyprawę w wynajętym apartamencie nad oceanem w wiosce surferów, kilkanaście kilometrów od tego wielkiego kurortu. Miejsce to sprzyja wypoczynkowi, można dostać od miejscowych rybaków świeże ryby, korzystać z morskiej kąpieli i zacząć przygodę z surfingiem. Na chętnych przez cały rok czekają instruktorzy - można tu przyjeżdżać także zimą - w grudniu i styczniu fale są największe i przyciągają zaawansowanych miłośników tego sportu z całego świata. Może przyciągną kiedyś również kogoś z Was? A zatem do zobaczenia w Maroku!

Ewa Majewska