fot. sxc.hu/sanja gjeneroCzytelnictwo na Wyspach

 

Szkolna biblioteka jest taką oczywistością dla Brytyjczyków jak jajecznica na bekonie na śniadanie. Kto miał okazję widzieć, jak funkcjonują biblioteki w szkołach brytyjskich, a jak w polskich, zauważy ogromne różnice.

 

Różnicę zasadniczą zauważymy na pierwszy rzut oka, jeśli będziemy mieć okazję wejść do budynku szkolnego w Polsce i Wielkiej Brytanii. W Polsce zazwyczaj biblioteka to osobno wydzielone pomieszczenie i obowiązkowo – strefa ciszy, a w szkolnej bibliotece brytyjskiej?
Można żartobliwie powiedzieć, że bibliotekarzom brytyjskim przyświeca motto wyjęte ze skeczu „Bibliotekarz przebrany za goryla” z 10. odcinka serialu „Latający cyrk Monty Pythona”: “You see, I don’t believe that libraries should be drab places where people sit in silence, and that’s been the main reason for our policy of employing wild animals as librarians" (Biblioteka niekoniecznie musi być ponurym miejscem, w którym ludzie w milczeniu siedzą nad książkami; z tego powodu zatrudniamy dzikie zwierzęta). I faktycznie biblioteki szkolne czy inne są otwarte dla nawet „najdzikszych” czytelników i najbardziej szalonych bibliotekarzy. W bibliotece szkolnej niekoniecznie się siedzi i czyta w absolutnej ciszy. Nie da się zresztą tej ciszy zachować w bibliotece urządzonej na… korytarzu.

Polityka otwartych drzwi

Biblioteki w szkołach brytyjskich naprawdę urządzane są na korytarzach szkolnych. I tu znowu mogę zacytować mistrza pióra, jakim jest angielski pisarz science fiction Terry Pratchett: “The way to get children reading is to leave the library door open and let them read anything and everything they want” (Najlepszą zachętą do czytania przez dzieci jest pozostawienie otwartych drzwi do biblioteki i pozwolenie dzieciom czytać to, co chcą). Polityka biblioteki korytarzowej wynika nie tyle z potrzeby oszczędności miejsca, co z chęci otworzenia jej dla wszystkich o każdym możliwym czasie, kiedy tylko otwarta jest szkoła.

W szkolnych „bibliotekach” brytyjskich półki z książeczkami, kąciki czytelnicze na korytarzach i w salach lekcyjnych uderzają swą otwartością i dostępnością. Książki zaś zachęcają do czytania, bo wiele z nich otwiera swoje buzie do młodych czytelników, prezentując im nie grzbiet, a okładkę. Książkę można więc wypożyczyć zewsząd, a sam proces wypożyczenia też różni się od znanego nam z Polski. Często bowiem proces wypożyczania książek w szkolnej bibliotece nie jest nawet rejestrowany. Książkę można oczywiście wziąć do ręki, przejrzeć i za chwilę ją odłożyć. To takie inne od tego, co znamy z bibliotek w Polsce. Dobrze, że współcześnie nie obkłada się dziecięcych książek w szary papier (mam nadzieję, że nie, choć na 100% nie jestem wcale pewna), ale tak było – doskonale pamiętam ze swego dzieciństwa.

Serce szkoły

W wypowiedziach polityków brytyjskich z resortu edukacji i oświaty czy w środowiskach związanych ze szkoły słyszy się często, że biblioteka jest sercem szkoły. Ma ona przede wszystkim rozwinąć w dzieciach pasję lub potrzebę czytania. Pomaga w tym od najmłodszych lat grafika książek, ich oprawa, fantastyczne pomysły łączenia czytelnictwa z innymi „zmysłowymi” elementami, które dzieci znajdują w książkach, a które rozbudzają dziecięcą ciekawość. Mimo trudnych czasów dla czytelnictwa na potrzeby młodszych mieszkańców Wielkiej Brytanii produkowanych jest mnóstwo książek. O różnych kształtach i wielkościach – nawet tak dużych jak kilkuletnie dziecko. Nie tylko z nieruchomymi obrazkami, ale przeróżnymi wklejkami, pipczykami, gadżetami, puzzlami, a w ostatnich dziesięcioleciach także elementami elektroniczno-komputerowymi. Są książeczki grające, mówiące, pachnące – oddziaływujące na wszystkie zmysły. Wszystko po to, by dziecko po taką książeczkę sięgnęło z zainteresowaniem i przyjemnością. Książki takie dostępne są już coraz częściej w Polsce, tylko… kogo na nie stać? Gromadzenie ich w bibliotece daje możliwość skorzystania z nich poprzez wypożyczenie. Do takich książek dzieci podchodzą z ufnością, radością i sercem.

Źródła wiedzy

Z wiekiem dziecka rozwija się kolejna potrzeba, którą uczy zaspokajać biblioteka. W tym momencie zwróćmy uwagę, że szkolna biblioteka oficjalnie nie nazywa się po prostu „a school library”, lecz LRC= Learning Resource Centre albo OLC = Open Learning Centre. W nazwie tej kryje się ta kolejna potrzeba czytelnicza i funkcja biblioteki, której zadaniem jest dostarczenie źródeł wiedzy i zaspokojenie potrzeb wyznaczonych przez szkolne programy. Jednym z głównych zadań szkolnego bibliotekarza jest korelacja zasobów bibliotecznych z tematami w danym momencie omawianymi w poszczególnych klasach. Jeśli dzieci uczą się zagadnień związanych z kosmosem, zwierzętami na safari, epoką wiktoriańską, to nieprzypadkowo znajdą się w klasowych kącikach czytelniczych liczne książki na te właśnie tematy. To wspaniały przykład doskonałej współpracy pomiędzy nauczycielami przedmiotowymi a bibliotekarzami szkolnymi, którzy bardziej niż na ustawianiu książek w równy rządek skupiają się na potrzebie edukacyjnej uczniów.

Książka na co dzień, a nie od święta

W szkolnych placówkach dla najmłodszych czytanie jest codziennością. Dzieci przynoszą codziennie (lub prawie codziennie) jakąś książeczkę odpowiednią do swojego wieku i poziomu czytania. By książkę wypożyczyć, dziecko nie musi iść do specjalnie wydzielonej biblioteki – albo samo wybiera książkę z klasy czy korytarza, albo pomaga mu w tym nauczyciel. Ponadto dzieci w Primary school prowadzą specjalne zeszyty służące do zapisywania, ile czasu poświęcają na czytanie. Jest to podstawowy obowiązek szkolny każdego dziecka, które niekoniecznie ma do odrobienia pracę domową, ale książeczkę do przeczytania – tak. Dzięki temu dziecko rozwija się w naturalnej harmonii z towarzyszącą mu na co dzień w szkole i w domu książką.

fot. sxc.hu/Sara Haj-Hassan

Od book mornings po pyjama days

Do programów czytelniczych, które są niemal stałym szkolnym rytuałem przestrzeganym w najmłodszych grupach wiekowych szkół angielskich, można zaliczyć poranki czytelnicze (Book Mornings albo Reading Mornings), które też co najmniej raz w tygodniu odbywają się z udziałem rodziców. Rodzic może aktywnie włączyć się w taki program, jako jeden z czytających rodziców. Jeśli angielski jest dla polskojęzycznego rodzica barierą, wystarczy sama jego obecność. Pozostałe sesje czytelnicze na „Dzień Dobry” polegają głównie na tym, że ktoś czyta dzieciom głośno lub dzieci samodzielnie przebierają w książeczkach, wybierają pozycje, które wydają im się interesujące, polecają je sobie nawzajem.

W każdym roku szkoły celebrują także specjalne książkowe święta. Obowiązkowo na przykład organizują Book Week – tydzień czytania, w czasie którego odbywają się czytelnicze konkursy i ekstra wydarzenia czytelnicze jak np. uwielbiany przez dzieci Pyjama Day. Dzieci przychodzą do szkoły w piżamach i poświęcają czas na czytanie – w zależności od wieku – czy to specjalnie wybranych książek na dobranoc czy w starszych klasach jakichś historii z dreszczykiem.

Szczególnym dniem czytelniczym jest na Wyspach Brytyjskich pierwszy czwartek marca obchodzony jako World Book Day – święto zarządzone przez UNESCO i przez większość krajów na świecie obchodzone 23 kwietnia (także w Polsce jako Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich). W Wielkiej Brytanii inny termin obchodów usprawiedliwia przypadające w tym samym czasie święto narodowe, jakim jest Dzień św. Jerzego.

Czasem obchodzi się także World Poetry Day – celebrowany przez większość krajów 21 marca, a na Wyspach 15 października.

Współpraca z rodzicami

W program codziennego czytania przez dziecko w domu także w sposób naturalny zaangażowani są rodzice, bo kto jak nie oni pomoże dziecku wywiązać się z tego obowiązku? Rodzice też są zobligowani do potwierdzenia w zeszycie czytelniczym dziecka, że faktycznie książeczka została wzięta do ręki, a często nawet do wpisania czasu, jakie dziecko spędziło z książką czy stron, które przeczytało samodzielnie lub z pomocą rodziców. Książki do codziennego czytania mają też na końcu zestaw pytań i zadań sprawdzających, czy dziecko czytało ze zrozumieniem.

Ponadto rodzice są także obserwatorami i kibicami postępów czytelniczych swoich pociech, których poziom czytania porządkuje system kolorów od różowego po złoty. Osiąganie kolejnych stopni czytelniczych umiejętności jest to bardzo dopingujące dla dzieci (i rodziców także).

Rodzice wspierają programy czytelnicze organizowane na poziomie całego kraju czy też lokalnie. Chętnie przynoszą do szkoły kupony wycięte czy to z opakowań po płatkach śniadaniowych, czy z kuponów rozdawanych w sklepach i supermarketach. Szkoła zbiera te kupony w setki i tysiące, po czym wymienia je na książeczki, które wzbogacają szkolne biblioteki.

W szkole średniej

W szkole średniej nastolatki muszą się już bardziej usamodzielnić w rozwoju czytelniczym – pójść do biblioteki, by wypożyczyć książkę czy też skorzystać z księgozbioru na miejscu. To z całą pewnością hamuje poziom umiejętności czytelniczych wypracowany w szkole podstawowej. Dość często uczniom zaczyna brakować motywacji, by samodzielnie dbać o swój rozwój. Książkę już zdecydowanie zdąży wyprzeć świat komputerów. Tylko najambitniejsi sięgną do dodatkowych lektur. Czasem oczywiście w szkołach średnich prowadzone są programy zachęcające do czytania czy współzawodnictwa w tej dziedzinie, ale nie przebiega to na tak rozwiniętym poziomie jak na etapie szkoły podstawowej.

Niedorzeczny pomysł polskich polityków

Szkoły brytyjskie współpracują z różnymi organizacjami promującymi czytelnictwo, a także z bibliotekami publicznymi. Nie ma mowy o jakimś łączeniu szkolnych bibliotek z publicznymi – obydwie mają obok samego promowania czytelnictwa zupełnie inne funkcje oraz inne obszary do pokrycia. Pomysł, który pojawił się w Polsce w kręgach administracyjno-politycznych, by funkcje biblioteki szkolnej przejęła biblioteka publiczna, jest niedorzeczny. Gdyby został przeforsowany, to stracą na tym oczywiście dzieci. W szerszym ujęciu może być to nawet gwóźdź do trumny dla czytelnictwa w Polsce. Zamiast oszczędności, pojawią się dużo większe koszty – nie tylko materialne. Lepiej więc, by pracować nad pomysłami, jak ożywić i uatrakcyjnić polską bibliotekę w szkole, a nie jak ją zamknąć. Bo choć obraz polskich bibliotek szkolnych, który mam przed oczyma, nie wypada najlepiej, że da się go poprawić tak, by dzieci w szkołach traktowały bibliotekę jako miejsce przyjazne i zachęcające do książkowej przygody.

Więcej o kontrowersyjnym projekcie i akcji protestacyjnej STOP likwidacji bibliotek szkolnych na www.stoplikwidacjibibliotek.pl

Renata Jarecka